28.08.2011

Buractwo pracowników marketów

Rzadko odwiedzam sklepy dla idiotów. Ale one mają jedną zaletę - są otwarte w weekendy, gdy ja, przeciętny Polak, mam wreszcie czas by pochodzić po sklepach. Niedawno odwiedziłem kilka marketów szukając aparatu fotograficznego. W żadnym nie mieli upatrzonego przeze mnie modelu. Ale wizytując ostatni sklep na mojej liście - Saturn, postanowiłem coś kupić...

Pomyślałem, że kupię planowany od tygodni sprzęt - router, a przy okazji dokupię drobiazgi, typu myszka komputerowa. Po spacerze po sklepie trafiłem na regał z routerami. Przeczytałem informacje na pudełkach i nie miałem pewności, który model będzie pasował do zaplanowanej przeze mnie sieci zasilonej neostradą (potrzebny jest modemo-router). Obok stał chłopak, którzy obsługiwał klientów. Gdy był wolny spytałem, czy może mi pomóc.

Chłopak odparł, że... nie jest z Saturna, tylko z jakiej innej firmy, która sprzedaje w Saturnie swoje produkty (nie routery). Polecił mi poszukać kogoś z obsługi sklepu. No cóż.... Ponieważ mam złe doświadczenia z personelem marketów (o czym za chwilę) wziąłem głęboki oddech... Rozejrzałem się po sklepie a tam nikogo z obsługi. Za to mój wzrok spotkał się ze wzrokiem innych klientów, którzy także wypatrywali sprzedawców. Jacyś naiwni...

Doszedłem do bazy pracowników Saturna. Właściwie to pseudo bazy, czyli miejsca, gdzie mają terminal z dostępem do danych magazynowych i wystawiają dokumenty. Stało przy nim trzech panów. Opierali się o regały i dyskutowali o czymś pasjonującym, bowiem tak ich to wciągnęło, że ignorowali otaczającą ich szarą rzeczywistość. Spytałem pierwszego czy pomoże mi z routerem. Odparł, że i owszem i ruszył do miejsca docelowego. Gdy powiedziałem, że mam neostradę, mężczyzna wręczył mi pudełko z routerem, zapewnił z całą stanowczością (na zasadzie "jak mówię, to tak jest"), że ten model będzie dobry i sobie poszedł. Wrócił do swoich "zajęć". Po prostu. Przecież koledzy czekają...

Z jednej strony szkoda, że poszedł, bo gdy popatrzyłem na jego oddalające się plecy, pomyślałem, że może mają inny, tańszy, droższy, gorszy, lepszy model routera dla mnie... Nie miałem okazji zapytać. Nie miałem też okazji zapytać, gdzie na sklepie znajdę peryferia, przejściówki i inne gadżety, jakie miałem zamiar kupić. Zresztą nie miałem już nawet chęci na rozmowę z kimś, kto traktuje mnie jak upierdliwego idiotę, który przeszkadza mu w zajęciach.

Nie wiem jak Wy, ale ja we wszystkich hipermarketach mam podobnie. Do sprzedawców muszę sam podchodzić i przepraszać, że przeszkodziłem im w konwersacji, bo mam głupie (w końcu jestem głupi, skoro się zwracam do zapracowanych ekspertów) pytanie.

Kiedyś poszedłem kupić coś w Media Market, ale gdy zobaczyłem, że faceci w czerwonych koszulach stoją w kącie i rżą z opowiadanych sobie dowcipów to wyszedłem.

Jaką konkluzję by teraz napisać... Hmm... Nie, żadnych głębszych wniosków z opowieści o marketach nie będzie. Szkoda słów. Po prostu lepiej je omijać. Lepiej iść do małego sklepu, jednego z ostatnich jakie się ostały w konkurencyjnej wojnie z marketami i z internetowymi pseudo sklepami (pośrednikami hurtowni), i tam kupić sprzęt. 
-