2.01.2012

Rumem zalać leniwego konowała!

Fot. pirate johnny / Flickr
Obserwujemy awanturę między lekarzami i ministerstwem zdrowia. Lekarzom nie chce się przed wypisaniem recepty spojrzeć w kartkę z listę refundacyjną, więc wpisują na blankiecie "refundacja do decyzji NFZ". Niektórym nie chce się nawet sprawdzić czy pacjent jest ubezpieczony. Jest sposób, który zmusiłby leniwych konowałów do lepszej pracy. Ten sposób mógłby rozwiązać wiele problemów systemu opieki zdrowotnej, jeśli nie wszystkie.


Od 20 lat mówi się o potrzebie zbudowania Elektronicznego Rejestru Usług Medycznych (e-RUM). To taki gigantyczny system, którym można objąć wszystkich Polaków, wszystkich lekarzy, wszystkie placówki medyczne, wszystkie apteki i oczywiście płatnika, czyli NFZ. Każdy wymieniony podmiot miałby w systemie swój interfejs i dostęp do potrzebnych mu danych - także Ty jako pacjent, mógłbyś w domu sprawdzać historię swojego leczenia, czy wyniki wykonanych badań lekarskich.

Wyobraź sobie: przychodzisz do lekarza, podajesz mu kartę magnetyczną, autoryzujesz się (np. pinem). Lekarz po sekundzie widzi na ekranie monitora wszystkie potrzebne dane na Twój temat, w tym info o przebytych chorobach, o wykonanych zabiegach, o przepisanych Tobie lekach. Widzi też, czy masz opłacone ubezpieczenie zdrowotne. Po rozmowie i przebadaniu Twego ciała lekarz wpisuje do systemu wnioski z wizyty i wypisuje (też na komputerze) recepty i np. skierowania na badania. Dokumenty te może wydrukować. Wielkość refundacji jest już wpisana na recepcie z automatu przez system. Po wyjściu z przychodni idziesz do apteki, podajesz kartę, autoryzujesz się, aptekarz klika w klawiaturę, inkasuje pieniądze, podaje lek. A informacja o sprzedaży leku trafia do NFZ. Proste?

Co daje e-RUM poza wygodą dla wszystkich stron tego procesu? Olbrzymie korzyści, bo płatnik oraz minister zdrowia wiedzą (analizy baz danych) wszystko o świadczeniach i przepisywanych lekach. Wiedzą kto, kiedy, za ile, dlaczego, po co, jak często itd. I dzięki tym informacjom o wszystkich procesach medycznych minister i prezes NFZ mogą planować budżety i mogą m.in. budować listy refundacyjne.

Dlaczego nie ma e-RUM-u? Bo jest drogi, bo budowa takiego systemu jest bardzo trudna, bo potrzebna jest wiedza u rządzących, bo... mogę w nieskończoność wymieniać potencjalne bariery. Jedna z głównych to opór wielu środowisk. Elektroniczny RUM to wprowadzenie porządku i racjonalności finansowej. A jest wiele osób, które w mętnym bagnie czują się wyśmienicie. One nie chcą porządku, nie chcą monitorowania ich działań i nie chcą kontroli. Nie chcą nawet widzieć komputera w gabinecie. To właśnie dlatego od 20 lat jedynie się mówi o systemie a nie buduje się go.

Odrzucam argument o wysokich kosztach inwestycji. Owszem, byłby to jeden z największych projektów IT na świecie. Koszt? - Co najmniej kilka miliardów zł. Ale można go robić etapami, odpalając co pewien czas jeden moduł (np. do zarządzania receptami i refundacjami). Mniejszych, wojewódzkich lub miejskich e-RUM-ów kilka powstało kilka, największy i najlepszy na Śląsku (system "Start"). Patrząc na poprawę w zarządzaniu kosztami leczenia pacjentów w miejscach, gdzie stworzono takie wyspowe mini systemy, a także na roczne wydatki resortu zdrowia, można szacować, że zaoszczędzimy - dzięki uruchomieniu e-RUM-u - 6-7 mld zł rocznie. Czyli inwestycja może się zwrócić po roku.

Życzę dużo zdrowia w 2012 roku!

[Aktualizacja] Minęły dwa dni od napisania tego posta. Dziś w "Faktach" TVN był reportaż o elektronicznych systemach usług medycznych. Zapytano w nim polityków i urzędników o możliwość stworzenia takiego systemu. Wszyscy mówią, że tak, owszem, należy to wdrożyć. Bla, bla, bla. Zaraz ucichnie szum wokół refundacji i temat znów zostanie zapomniany. Welcome to Poland.
--