8.04.2017

mDokumenty - zbędny projekt Ministerstwa Cyfryzacji

Cenię kompetencje minister Anny Streżyńskiej. Pamiętam ją z czasów UKE, kiedy regulowała rynek telekomunikacyjny, broniąc nas przed pazernością koncernów i uważam, że jest jednym z nielicznych ministrów rządu PiS, do których nie można mieć zastrzeżeń. Jednak prace resortu nad dokumentami w telefonie (mDokumenty) uważam za marnotrawienie energii i czasu urzędników oraz pieniędzy podatników. Ten projekt jest zbędny.


Ministerstwo informuje, że w maju w Łodzi i Ełku odbędzie się pilotaż mDokumentów. Jeśli wypadnie pomyślnie, to w lipcu nastąpi rollout systemu na cały kraj. W pierwszej kolejności do telefonów będą trafiały dowody osobiste, a w kolejnych etapach prawa jazdy, dowody rejestracyjne samochodów, ubezpieczenia OC. I tak dalej...

Numery i hasła zamiast plastiku
Mała dygresja: czy komuś przeszkadzają dokumenty w formie tradycyjnej? Całe życie pokazywałem dowód osobisty w urzędach i instytucjach i nie miałem z tym problemu. "- Proszę pokazać dowód. - Proszę. - Dziękuję." - tak wyglądają formalności związane z naszą identyfikacją i rejestracją. A jak będą wyglądały, kiedy ktoś zechce identyfikować się w przez telefon? Na stronie MC piszą tak:
By skorzystać z mDokumentów wystarczy posiadać zamiennie PESEL lub numer telefonu. Po wprowadzeniu tego numeru przez urzędnika system wysłałby sms z hasłem na numer telefonu obywatela. Urzędnik, wpisując prawidłowe hasło, otrzymałby dostęp do danych obywatela.
Jak widać procedura identyfikacji obywatela wydłuży się o konieczność skorzystania z telefonu. To gdzie są korzyści z mDokumentu? MC przekonuje, że obywatel nie będzie w ogóle musiał nosić dokumentów. Ok. Ale czy one nam tam ciążą w kieszeni? To sam smartfon waży sporo, więc różnicy nie widzę. Jeśli ktoś będzie chciał skorzystać z elektronicznych dokumentów, będzie zmuszony mieć zawsze przy sobie naładowany smartfon. O samych formalnościach związanych z podawaniem policji numeru telefonu i czekaniem na hasło, nie wspominam. Jak się zastanowić to projekt mDokumentów zamiast ułatwiać formalności, dodatkowo je skomplikuje.

Projekt mobilnych dokumentów jest z pewnością kosztowny i wymaga wielu przygotowań organizacyjnych, prawnych i biznesowych. W tym przedsięwzięciu weźmie udział wielu informatyków, programistów, dostawców sprzętu, oprogramowania i rozmaitych usług, np. telekomunikacyjnych, którym trzeba zapewnić ciągłość funkcjonowania przez cały rok i całą dobę. Oczywiście za nasze - podatników - pieniądze...

Telefon to telefon
Nie chcę narzekać i wyjść na hejtera, który neguje rozwój techniczny. mDokumenty uważam jednak za absurd. Z dwóch powodów.

1. Mobile usługi z wykorzystaniem smartfonów w wielu przypadkach się nie sprawdzają. Kiedyś biznes nakłaniał nas do korzystania z kodów QR. I przestał - dużo było z tym zachodu, a a korzyści okazały się mizerne. Niedawno banki namawiały nas do płatności mobilnych (portfel w telefonie) z wykorzystaniem modułów NFC. Czy płacisz w sklepach komórką? A widzisz w Biedronce aby ktoś tak płacił? Otóż to. Powód jest prozaiczny - telefon służy do rozmawiania, sms-owania, robienia selfie albo słuchania muzyki (stąd ilustracja z dziewczyną na plaży). Niech biznes i urzędnicy odczepią się od naszych komórek!

2. Zamiast wdrażać zbędne programy, o których za trzy lata wszyscy zapomną, a pochłoną miliony, lepiej zrealizować naprawdę potrzebne systemy e-administracji. Od ćwierć wieku nie możemy się doczekać e-Rejestru Usług Medycznych, który poprawiłby jakość systemu ochrony zdrowia w Polsce. Przydałby się też system zdalnego głosowania w wyborach powszechnych, bo połowa wyborców nie uczestniczy w kreowaniu politycznej rzeczywistości, a e-voting mógłby skłonić część elektoratu do oddania głosu.

Aktualizacja - 1 września 2017 r. Pilotaż systemu wskazał, że miałem rację. W największym samorządzie, który testował mDokumenty, czyli w Łodzi, skorzystało z niego raptem 168 osób. System, który wymaga jeszcze wielu skomplikowanych zmian legislacyjnych, dodatkowo zdrożał dziesięciokrotnie (z 8,5 mln zł do 80 mln zł).