Gra Spartacus nie różni się prawie niczym od aplikacji Zyngi typu Mafia Wars. Trzeba tak kierować bohaterami, aby stworzyć silną drużynę, która wygrywa walki z przeciwnikami. Ponieważ gra jest społecznościową to, żeby odnosić sukcesy należy zaangażować do gry naszych znajomych. Jeśli tego nie zrobimy dostajemy łupnia, nie idziemy naprzód a serwis sugeruje nam, żebyśmy pomogli sobie dokupując wirtualne produkty za realne pieniądze. Nie chcę oceniać gier przeglądarkowych, mnie one z czasem nudzą. Ale Spartacus: Gods od the Arena jest grą przyjemną ze względu na fabułę i klimat. Dla fanów serialu będzie ciekawą rozrywką pomiędzy jednym a drugim odcinkiem Spartacusa.
W grze wita nas Lucretia, czyli posatać znana z serialu. Okazuje się, że jest ona naszym pierwszym wirtualnym kompanem do gry (kolejnych musimy pozyskać wśród znajomych na Facebooku) i przewodnikiem. Szybko dowiadujemy się, że naszym zadaniem jest stworzenie od podstaw szkoły gladiatorów. Musimy kupić niewolnika, czyli początkującego gladiatora, wytrenować go, zaopatrzyć w broń, zbroję i tarczę. Gdy jest gotowy do walki posyłamy go na arenę.
Podczas treningu gladiator może zostać zaopatrzony w trzy potrzebne do walki cechy: szybkość, tężyznę i żywotność. Trening kosztuje nas nieco limitowanej energii i trwa... niestety, jak w większości gier przeglądarkowych.. trwa niemiłosiernie długo. Czyli powiedzmy, że ustawiamy sobie dodanie kilku punktów tężyzny w czasie 2 godzin (vide: obrazek) i przez ten czas innego treningu już nie wykonamy. Ale możemy za to walczyć.
Doradcą do spraw walk i stanu gladiatorów jest - jak widać - znany nam dobrze z serialu Doctore. Na obrazku powyżej wskazuje na miasto w którym możemy stoczyć walkę na arenie. Pierwsze miasto odblokowane w grze. Bo docelowo, po zapewne po wielu miesiącach grania, czeka nas walka w Rzymie.
Ale zanim zaczniemy toczyć walki zastanówmy się jak dobrze zaopatrzyć gladiatora. Trzeba mu kupić miecz, tarczę i zbroję a pieniędzy rzadko wystarcza na wszystko. Bądźmy uważni - broń się zużywa, można jej użyć tylko kilkakrotnie. Po zużyciu ekwipunku gladiator nie jest zdolny do walki. Co wtedy? Trzeba kupić sprzęt. A jak nie ma pieniędzy? No to klops - szach i mat, pozostanie nam sprzedać gladiatora (i zacząć grę od nowa, z nowym, słabym zawodnikiem i bez kasy), lub... zapłacić kartą kredytową za wirtualne dinary, lub zapłacić - jeśli ktoś takowe posiada - kredytami Facebooka.
W Spartacusie najbardziej efektowne są walki gladiatorów. Nie mamy wpływu na ich przebieg. Widzimy na ekranie jak nasz gladiator i jego przeciwnik zadają sobie ciosy (krwawym obrazkom towarzyszą dźwięki bitwy) i czekamy na finał. Miło jest wygrywać, zarabiamy wówczas pieniądze. A gdy przegrywamy? To może się zdarzyć, że rywal powali naszego gladiatora, przystawi mu miecz do głowy i zapyta publiczność co ma z nim zrobić - zabić, czy darować życie (kciuk w górę lub w dół). Aby uratować gladiatora możemy przekupić zgromadzoną ludność. Jak widać na screenie będzie mnie to kosztowało 150 jednostek przychylności. A mam tylko 60. Co robić? Zgodzić się na śmierć wychowanka. Ja za pierwszym razem kupiłem punkty przychylności 25-kredytami Facebooka. Miałem je jeszcze z czasów, gdy grałem w Mafię Wars. Zużyłem kredyty, gladiator przeżył, ale i tak poległ w następnych walkach.
Gra nie jest, w odróżnieniu od serialu, tylko dla dorosłych. Zabrakło w niej seksu. Nie jest też grą rewolucyjną, inną niż już nam znane. Ale i tak warto czasami odpalić aplikację Spartacus, choćby dla zabicia czasu podczas przerwy w pracy ;) Jeśli zamierzacie w nią grać, odezwijcie się, może wspólnie pogramy, bo momentami potrzebne jest wsparcie.
-
-