W mediach od dawna ukazują się artykuły, których autorzy dowodzą, że dzięki serwisom społecznościowym można znaleźć pracę, lub stracić pracę. W większości są to teksty - kopie zagranicznych publikacji. Często mamy do czynienia ze zwyczajnymi bzdurami, absurdami, czy tanią sensacją, w stylu "Uważaj, co piszesz na fejsie, bo nikt cię nie zatrudni". Poniżej postaram się obalić większość mitów związanych z tematem.
Teksty pełne zachwytu
Czasami znajduję artykuły, w których gryzipiórki dowodzą, że dzięki obecności w mediach społecznościowych możemy zostać dostrzeżeni przez rekruterów, a dzięki temu dostać pracę i zrobić karierę. Będziemy pławić się w luksusie, bo założyliśmy konto premium w Linked In? Jasne, że nie, chociaż jest w tym odrobina prawdy.
Specjaliści z pewnych branż, jak telekomunikacja, czy IT, lub po prostu osoby o nieprzeciętnych zdolnościach, czy wykształceniu / doświadczeniu, są wyławiani w sieci. Rekrutujący muszą ich wydzierać od konkurencji, podkupywać, docierać do nich potajemnie, niczym headhunterzy, albo agenci Korei Północnej. Takie osoby mają szanse otrzymać propozycję pracy, np. w Linked In lub Golden Line. A nawet w NK czy na Facebooku. Internet jest po prostu sposobem bezpośredniego dotarcia do potencjalnego kandydata. Dawniej headhunterze zdobywali numery telefonów do odpowiednich osób. Dziś idą na łatwiznę i piszą wiadomość w social media. Klik i oferta wysłana.
Ale, litości! Taka rekrutacja dotyczy promila wszystkich internautów. Jeśli nie jesteś super zdolnym, doświadczonym specjalistą w jakiejś dziedzinie, to nawet, jeśli latami promujesz się w necie, zakładasz i ulepszasz profile, praktycznie nie masz żadnych szans, aby ktoś zwrócił na Ciebie uwagę. Argument? Zastanów się, ile znasz osób, które znalazły pracę, bo ktoś się do nich sam odezwał? Osobiści nie znam nikogo takiego. Znam co prawda osobę, które pozyskuje w necie informatyków, ale - jak wspomniałem - to wyjątkowa branża, w której podaż jest dużo mniejsza od popytu.
Rynek w depresji
Prawda jest taka, że mamy 15-proc. bezrobocie. Firmy redukują koszty, częściej zwalniają niż zatrudniają. Jeśli zatrudniają, to znajomych i rodzinę, a nie obcych ludzi z sieci. Jeśli kryzys się skończy, to czemu nie, być może obecność w social media będzie jakimś tam dla nas atutem przy szukaniu pracy. Jednak jeśli faktycznie powróci dobrobyt, to praca będzie na wyciągnięcie ręki, niezależnie czy masz konto w GoldenLine czy nie.
Dodam, że nie jestem przeciwnikiem promowania się online. Przeciwnie, każdy, kto szuka pracy powinien mieć w necie dobrze przemyślaną wizytówkę. Dla zasady. Bo może jakiś kadrowiec czytając CV, zechce pogłębić wiedzę o kandydacie i wpisze jego nazwisko w Google. Może. Warto też utrzymywać w sieci znajomości, podtrzymywać je i odświeżać. Aby można było ogłosić "światu", że chcemy znaleźć, czy zmienić pracę. Obecność w sieci nie jest jednak warunkiem sine qua non. Zwłaszcza w przypadku stanowisk prostych, nie menedżerskich.
"Daj nam hasło a dostaniesz pracę"
Przeczytałem wiele artykułów, w których twierdzono, że niektórzy pracodawcy wymagają przekazania im swojego hasła do konta na fejsie, ponieważ chcą prześwietlić kandydata, aby upewnić się, że jest właściwą dla nich osobą. Otóż to bzdura. Być może w USA jakaś firma postąpiła tak wobec kandydatów do pracy, ale czy słyszeliście, aby jakieś przedsiębiorstwo w Polsce miało podobne wymagania? Gdyby takie istniało, już byśmy o tym słyszeli. Dzięki mediom, które lubią takie smaczki. Zaliczam się do ludzie, którzy nie wierzą, zanim nie zobaczą.
"Uważaj, co piszesz na fejsie, bo stracisz pracę"
Takimi historiami też straszą nas media. Podają przykłady jakiejś Amerykanki, która szkalowała swojego pracodawcę na fejsie, a ten jej podziękował za współpracę. Zastanów się... Czy Twój szef nie ma nic lepszego do roboty, tylko śledzić Twoje poczynania na Facebooku? A nawet jeśli Cię z jakichś nieznanych powodów śledzi (może sam zaprosiłeś go do znajomych), to wypisujesz pod nazwiskiem kalumnie pod kątem chlebodawcy? A co z ustawieniami prywatności? Chyba każdy szanujący się internauta wie, jak z tych ustawień korzystać. Zarówno Facebook i Google+ oferują wiele ustawień, które pozwalają nam publikować wpisy tylko dla znajomych, lub dla wszystkich.
Reasumując: nie wierzcie w wyssane z palca historie dotyczące mediów społecznościowych i procesów rekrutacji. Chyba, że nie podzielacie mojego zdania, bo macie inne doświadczenie. W takim wypadku zapraszam do komentowania wpisu.