Fot. pirate johnny / Flickr |
Od 20 lat mówi się o potrzebie zbudowania Elektronicznego Rejestru Usług Medycznych (e-RUM). To taki gigantyczny system, którym można objąć wszystkich Polaków, wszystkich lekarzy, wszystkie placówki medyczne, wszystkie apteki i oczywiście płatnika, czyli NFZ. Każdy wymieniony podmiot miałby w systemie swój interfejs i dostęp do potrzebnych mu danych - także Ty jako pacjent, mógłbyś w domu sprawdzać historię swojego leczenia, czy wyniki wykonanych badań lekarskich.
Wyobraź sobie: przychodzisz do lekarza, podajesz mu kartę magnetyczną, autoryzujesz się (np. pinem). Lekarz po sekundzie widzi na ekranie monitora wszystkie potrzebne dane na Twój temat, w tym info o przebytych chorobach, o wykonanych zabiegach, o przepisanych Tobie lekach. Widzi też, czy masz opłacone ubezpieczenie zdrowotne. Po rozmowie i przebadaniu Twego ciała lekarz wpisuje do systemu wnioski z wizyty i wypisuje (też na komputerze) recepty i np. skierowania na badania. Dokumenty te może wydrukować. Wielkość refundacji jest już wpisana na recepcie z automatu przez system. Po wyjściu z przychodni idziesz do apteki, podajesz kartę, autoryzujesz się, aptekarz klika w klawiaturę, inkasuje pieniądze, podaje lek. A informacja o sprzedaży leku trafia do NFZ. Proste?
Co daje e-RUM poza wygodą dla wszystkich stron tego procesu? Olbrzymie korzyści, bo płatnik oraz minister zdrowia wiedzą (analizy baz danych) wszystko o świadczeniach i przepisywanych lekach. Wiedzą kto, kiedy, za ile, dlaczego, po co, jak często itd. I dzięki tym informacjom o wszystkich procesach medycznych minister i prezes NFZ mogą planować budżety i mogą m.in. budować listy refundacyjne.
Dlaczego nie ma e-RUM-u? Bo jest drogi, bo budowa takiego systemu jest bardzo trudna, bo potrzebna jest wiedza u rządzących, bo... mogę w nieskończoność wymieniać potencjalne bariery. Jedna z głównych to opór wielu środowisk. Elektroniczny RUM to wprowadzenie porządku i racjonalności finansowej. A jest wiele osób, które w mętnym bagnie czują się wyśmienicie. One nie chcą porządku, nie chcą monitorowania ich działań i nie chcą kontroli. Nie chcą nawet widzieć komputera w gabinecie. To właśnie dlatego od 20 lat jedynie się mówi o systemie a nie buduje się go.
Odrzucam argument o wysokich kosztach inwestycji. Owszem, byłby to jeden z największych projektów IT na świecie. Koszt? - Co najmniej kilka miliardów zł. Ale można go robić etapami, odpalając co pewien czas jeden moduł (np. do zarządzania receptami i refundacjami). Mniejszych, wojewódzkich lub miejskich e-RUM-ów kilka powstało kilka, największy i najlepszy na Śląsku (system "Start"). Patrząc na poprawę w zarządzaniu kosztami leczenia pacjentów w miejscach, gdzie stworzono takie wyspowe mini systemy, a także na roczne wydatki resortu zdrowia, można szacować, że zaoszczędzimy - dzięki uruchomieniu e-RUM-u - 6-7 mld zł rocznie. Czyli inwestycja może się zwrócić po roku.
Życzę dużo zdrowia w 2012 roku!
[Aktualizacja] Minęły dwa dni od napisania tego posta. Dziś w "Faktach" TVN był reportaż o elektronicznych systemach usług medycznych. Zapytano w nim polityków i urzędników o możliwość stworzenia takiego systemu. Wszyscy mówią, że tak, owszem, należy to wdrożyć. Bla, bla, bla. Zaraz ucichnie szum wokół refundacji i temat znów zostanie zapomniany. Welcome to Poland.
--