Fot. René Kedus, Wikipedia |
Miałem niedawno okazję odwiedzić Estonię. O wrażeniach typowych dla turysty opowiem wkrótce na łamach pewnego czasopisma o podróżach. Na blogu chcę opowiedzieć o nowych technologiach, rozwiniętych, aby ułatwić codziennie życie mieszkańców tego nadbałtyckiego kraju.
We wstępie napisałem o Skype-ie i programie KaZaA. Bo Estończycy chwalą się, że oba programy powstały u nich. To tylko część prawdy. Twórcami popularnego komunikatora są Niklas Zennström (Szwed) i Janus Friis (Duńczyk). Przy stworzeniu słynnych programów współpracowali oni z estońskimi programistami, których należy wymienić: Jaan Tallinn, Ahti Heinla, Priit Kasesalu i Toivo Annus. W Estonii powstało centrum rozwoju komunikatora, które działa do dziś, nawet po tym, jak komunikator zmienił właścicieli – w 2011 r. komunikator został kupiony przez Microsoft.
Na lotnisku w Tallinie znalazłem budkę do wykonywania darmowych połączeń przez Skype, którą widzicie na obrazku poniżej (wybaczcie niską jakość zdjęć – robiłem je telefonem). To pokazuje, że Estończycy lubią się chwalić tym co nowe, nowoczesne, innowacyjne. Tak trzymać! A co my możemy pokazać na lotnisku? Gadu-Gadu czy NK.pl?
O Estonii usłyszeliśmy w 2007 roku, gdy po usunięciu pomnika radzieckiego żołnierza w centrum Tallina (a tak naprawdę po przeniesieniu pomnika na cmentarz wojskowy), serwery instytucji publicznych oraz banków tego kraju były blokowane przez nieznanych hackerów. Ponoć są dowody na to, że wojnę cybernetyczną prowadzono z Kremla. Serwery przez pewien czas nie działały, ale Estończycy poradzili sobie z tym problemem. Niemniej, atak był na tyle poważny, że w sprawę włączyły się Unia Europejska oraz NATO. Do dziś temat użycia botnetów w ataku na serwery Estonii badają specjaliści.
Komunikacja bez wychodzenia
Skoro przypomniałem o sprawach znanych, przejdę do tego, co pewnie niewielu z Was wie o Estonii. W 2001 roku władzę w tym kraju objął rząd, który był zakręcony na punkcie nowych technologii. I słusznie, gdyż Estonia to kraj liczący zaledwie 1,4 mln mieszkańców, rozsianych na sporym terytorium. Dzięki rozwojowi usług publicznych przez internet, Estończycy nie muszą dziś wychodzić z domów, jechać do dużego miasta aby załatwić sprawę w urzędzie. Wystarczy im internet i komputer lub smartfon.
W 2002 roku Estonia zaczęła wydawać mieszkańcom nowe dokumenty tożsamości, coś jak nasze dowody osobiste (ID card), ale dostępne dla wszystkich, od 15 roku życia. Dowody posiadają czip oraz przypisany podpis elektroniczny, który umożliwia załatwienie wielu spraw zdalnie.
W tym miejscu chciałem umieścić zdjęcie estońskiego dokumentu, ale ze względu na obwarowania prawne, podaję jedynie link do Wikipedii - artykuł o ID card i zdjęcia.
Elektronicznych dowód służy m.in. jako elektroniczna karta do korzystania z transportu publicznego (karta miejska znana w Warszawie), jako elektroniczne konto, którym kierowcy płacą za miejsca parkingowe. Czip pozwala na rozwój wielu nowych usług, także komercyjnych (promocje, programy lojalnościowe itd). Listę usług, które oferowane są posiadaczem e-dowodu znajdziecie na stronie poświęconej projektowi.
W lokalu lub przez WWW
Mnie najbardziej zaciekawił fakt, że dzięki karcie z czipem, mieszkańcy Estonii mogą głosować przez internet z wyborach. Wiele państw, m.in. USA testuje tzw. elektroniczne wybory, czyli głosowanie przy użyciu maszyny (komputera) w lokalu wyborczym. To znają w Estonii od dawna – zamiast tradycyjnych kart do głosowania używają terminali w których oddają głosy przy użyciu karty ID. Ale niewiele państw odważyło się wprowadzić głosowanie online, głównie z obawy, że ktoś znajdzie sposób na sfałszowanie głosów oraz podważenie wyników wyborów. W Estonii nie było z tym problemu.
W tle parlament w Tallinie. Foto mojego autorstwa :)
Pierwszymi e-wyborami umożliwiającymi zdalne głosowanie, były wybory samorządowe w 2005 r. Ponieważ system zadziałał bez zarzutów, przetestowano głosowanie via net w wyborach parlamentarnych w 2007 roku. Wynik też były pozytywny. Wówczas 30 tys. ludzi zagłosowało online (statystyki znalazłem w internecie). Dwa lata później, w kolejnych wyborach – samorządowych - przez internet zagłosowało już ponad 100 tys. ludzi. W wyborach parlamentarnych w 2011 r. 140 tys. Estończyków zagłosowało via net. Jak widać, na razie tylko niewielka część uprawnionych (1,4 mln mieszkańców) zdecydowała się głosować zdalnie, ale tendencja jest rosnąca.
Estonia wprowadziła nowoczesność do szkół. Rodzice uczniów mogą przez internet śledzić ich postępy w nauce. Studenci zaś, mogą aplikować zdalnie na uczelnie. Biorąc pod uwagę prawie 12-letni okres rozwoju nowych technologii, w tym e-administracji oraz wysoki poziom cyfryzacji (ok. 60 proc. obywateli w wieku 50-60 lat codziennie korzysta z komputera), nic dziwnego, że 40 proc. młodych Estończyków wybiera kierunki związane z IT i telekomunikacją.
Podczas pobytu w Estonii usłyszałem, że większa powierzchnia kraju, także lasy, jest pokryta darmowym, bezprzewodowym internetem (Wi-Fi). Nie sprawdzałem czy to prawda. To znaczy jedynie podczas podróży autobusem z Tallina do Tartu szukałem na smartfonie internetu, lecz Wi-Fi nie złapałem. Być może trafiłem na „dziurę”. Ale we wszystkich cywilizowanych miejscach jak hotele, restauracje, kawiarnie i centra handlowe, internet był. Nawet w hotelu położonym na odludziu miałem dostęp do sieci, bez potrzeby pozyskania hasła na recepcji, co jest praktyką w polskich hotelach. Nikt tam łaski nie robi.
Rada dla ministra
Jak widzicie, Estonia wyprzedza nas i nie tylko nasz kraj w rozwoju tzw. e-government, czy też e-administracji. Można powiedzieć, że to mały kraj, bazy danych jego mieszkańców są dużo mniej skomplikowane niż w 38-milionowym kraju i koszty stworzenia infrastruktury nie są tak duże jak u nas. Ale to tylko wymówka dla naszego, narodowego „nie da się”. Sugeruję ministrowi administracji i cyfryzacji, aby udał się do Estonii i dowiedział się w jaki sposób unowocześnić nasz kraj. Swego czasu za pieniądze z UE wschodnie województwa Polski miały być pokryte darmowym internetem. I co? I... jest jak zawsze, czyli się nie udało.
O wprowadzeniu dowodów osobistych z czipem słyszę od wielu lat. Nasze elektroniczne ID stoi w miejscu. Media donoszą, że w ramach wartego 370 mln zł projektu "pl.ID" wydano dotąd ok. 182 mln zł. Z tej kwoty 65 mln zł może nie zostać zwrócone przez UE, bo... umowy są podejrzane. CBA bada, czy ktoś komuś nie dał łapówki. Do tego muszą zostać uchwalone kolejne ustawy, m.in. znoszące konieczność stałego meldunku i wprowadzające elektroniczny rejestr obywateli. Jak zawsze, problemy, skandale, kiepskie prawo, konieczność dostosowania naszego prawodawstwa do unijnego, bla, bla. Po prostu nikomu się nie chce, a jak chce, to dlatego, że miał z tego osobistą korzyść. Daleko nam do Estonii, chociaż z Warszawy do Tallina jest 836 km (1,5 godziny lotu).