Wszyscy się nim zachwycają. Bo świetnie zarabia, bo kosi konkurencję. "Rzepa" niedawno zrobiła o nim artykuł pt. "Lepszy od Facebooka". Znacie go? Pewnie stale trafiacie na jego ślad. On jest wszędzie. Groupon to amerykański serwis reklamowy, w którym uczestnicy zapisują się na promocje w sklepach, knajpach i punktach usługowych. Gdy wiele osób zechce skorzystać z promocji, wówczas organizator, np. właściciel sklepu uruchamia promocję i danego dnia sprzedaje produkt za 50 proc. ceny. W Europie jest Groupon obecny po tym jak przejął konkurencyjny Deal of the Day. W Polsce niestety też
Groupon atakuje nas ze wzmożoną siłą od kilku tygodni. Na jaką witrynę byśmy nie weszli to widzimy jego bannery. Niezależnie czy odwiedzamy witryny polskie, czy zagraniczne - Groupon zna nasz adres IP, wie gdzie mieszkamy i wyświetla swoje reklamy w naszym języku. Reklamy - koszmary - zdjęcia butów, damskich torebek i innych niepotrzebnych klamotów, z dopiskiem "promocja", albo "obniżka" albo "kupuj (draniu)!".
Dziś już przegięli. Właśnie odwiedziłem jeden z serwisów Yahoo, gdy zobaczyłem tak wyświetloną stronę:
Celowo zaznaczyłem na czerwono obecność Groupona (moje te ramki). Jak widzicie zaatakował w trzech miejscach jednocześnie. Nie raz, nie dwa, on nie bawi się w podchody, ale zalewa strony, które odwiedzamy. Czy za to mam cenić serwis? Mam pogratulować mu sukcesu i świetnej kasy? Jeszcze nigdy żadna sieć reklamowa nie był tak irytująca.
A co oferują na stronie głównej Groupon.pl? Np. tygodniową jazdę poduszkowcem 25 km od podwarszawskich Janek za "jedyne" 750 zł, manicure i pedicure za 70 zł, albo porcję sushi za 25 zł (zamiast 50 zł). A ja nie cierpię sushi. I nachalnych reklam.
-