fot. tsa.gov |
Skanery ciała instalowane na lotniskach w USA mogą być groźne dla zdrowia – ostrzegają naukowcy. Nawet niewielka dawka promieniowania rentgenowskiego, stosowana w maszynach, może zwiększyć ryzyko zachorowania na raka skóry. Promienie są też groźne dla dzieci, kobiet w ciąży i dla osób z wadami genetycznymi (1 osoba na 20 ma taką przypadłość). Czyli Urząd Bezpieczeństwa Transportu USA (TSA - Transport Security Administration) wyda miliony dolarów na skanery, aby później je wyrzucić na śmietnik? A wszystko przez jednego terrorystę – amatora i ogólną paranoję, jaka pogłębia się po kolejnych doniesieniach o „udaremnionych próbach ataków” na Stany.
O skanerach na lotniskach pisałem w grudniu 2009 roku, po wydarzeniu sprzed Świąt Bożego Narodzenia w USA. W samolocie, który wylądował w Detroit pewien jegomość próbował zmontować bombę chemiczną. Nie udało mu się to i sam się poparzył. Wówczas prezydent Obama oświadczył, że lotniska muszą mieć skanery ciała.
Teraz przypomniałem sobie o sprawie po próbach przemycania przez terrorystów bomb w paczkach na pokłady samolotów.
TSA wdraża skanery ciała w portach lotniczych od 2007 r. Skanery wykorzystują krótkie fale rentgenowskie oraz zjawisko rozproszenia wstecznego (backscatter) – odbijania się fal od analizowanego obiektu. Aktualnie zainstalowanych zostało 317 maszyn skanujących pasażerów na 67 lotniskach. Zaś od marca 2010 r. TSA instaluje kolejnych 450 skanerów. Urząd na swojej stronie internetowej zapewnia, że stosowane technologie są bezpieczne. Powołuje się na szereg instytucji badawczych, laboratoriów i urzędów odpowiedzialnych za drowie obywateli. Ale czy TSA ma rację, lub mówiąc wprost – czy nie rozmija się z prawdą?
W „Daily Mail” pojawił się artykuł informujący, że pewne ryzyko dla naszego zdrowia istnieje. David Brenner, szef centrum badań radiologicznych na Uniwersytecie Columbia (Anglik, ale pracuje w Stanach), tłumaczy, że nawet mała dawka promieniowania rentgenowskiego może być szkodliwa. Zwłaszcza dla kobiet w ciąży, dzieci i osób z wadami genetycznymi. Według Brennera ryzyko jest bardzo niewielkie, ale biorąc pod uwagę, że samolotami podróżują setki milionów ludzi, pewien odsetek (czyli spora liczba) pasażerów może ucierpieć. A nie sposób będzie szybko temu zaradzić, bo skutki promieniowania wychodzą na jaw po latach.
W podobnym tonie wypowiada się na temat skanerów ciała Międzynarodowa Komisja ds. Bezpieczeństwa Radiacyjnego (IACRS). O jej raporcie, w którym także wymieniono ryzyka dla kobiet w ciąży oraz dzieci poinformował Bloomberg.
Nie wiadomo, co sądzić o całej sprawie. Z jednej strony, gdy tylko pojawia się jakaś afera z terrorystami administracja USA zapowiada inwestycje w zabezpieczenia i sypie pieniędzmi. Producenci skanerów zacierają ręce. Ale zaraz słychać też głosy krytyczne, bo technologia szkodzi, bo potrzebne są dodatkowe badania itd. W dodatku słychać oburzenie (zwłaszcza w Niemczech), bo skanery pokazują ludzi na golasa. Czyli chcąc zwiększyć bezpieczeństwo pasażerów rządy wylewają dziecko z kąpielą. Będziemy latać w miarę bezpiecznie, lecz po kilku latach będziemy cierpieć na nowotwory skóry? Islamscy terroryści śmieją się do rozpuku.
Na zdjęciu, które podlinkowałem ze strony TSA.gov widać skaner ProVision firmy L3 Communications.
-